HOLDEK

Ta niewielka część przeznaczona jest na wspomnienie o niezwykłym człowieku – misjonarzu werbiście, którego losy życia zaprowadziły do odległego japońskiego miasta Nagoya, w poszukiwaniu Boga.

RAINHOLD HOLDEK BODYNEK

HOLDEK, a tak naprawdę Rainhold Bodynek urodził się 1 maja 1957 roku, od początku był naznaczony znamieniem cierpienia: biegunka poporodowa, więc pierwsza kroplówka, ale jego stan nie rokowała wielkich nadziei, dlatego postanowiono jak najszybciej go ochrzcić. I tak 5 maja 1957 roku otrzymał chrzest z rąk księdza Michała Sobejko, w szpitalu w Strzelcach Opolskich. Kiedy miał rok zachorowała na obustronne zapalenie płuc, na szczęście szybko zaczął wracać do zdrowia. Był dzieckiem wrażliwym, bardzo radosnym i ciekawym życia. Miał dwóch starszych braci Janka i Antka, bardzo lubił wszędzie z nimi chodzić i spędzać czas.

Trzej bracia: Janek, Holdek, Antoś

Nauczył się bardzo szybko czytać. Szkołę podstawową rozpoczął w 1964 roku, a skończył w 1972 roku w rodzinnej miejscowości w Starym Ujeździe. Był wzorowym uczniem, wszystkie stopnie na świadectwie bardzo dobre. 26 czerwca 1966 roku Holdek przyjął Pierwszą Komunię Świętą z rąk księdza Alojzego Kasprusza. Bardzo szybko został ministrantem. Jego zaangażowanie wyraźnie mówiło, że dobrze zdaje sobie sprawę z tego gdzie i komu służy. Brał udział w kursach i szkoleniach diecezjalnych w ramach Liturgicznej Służby Ołtarza. Bardzo często przychodził na plebanię do księdza proboszcza Wernera Szyguli porozmawiać i pożyczać książki, najbardziej jednak zdumiewał wszystkich ogromną znajomością Pisma Świętego.

Rodzina Bodynków po uroczystości I Komunii Świętej

Dał się także poznać jako zapalony piłkarz. Przy każdej okazji z zamiłowania kopał piłkę. Organizował lub inicjował spotkania piłkarskie na wiejskim boisku. Zbyt łatwe i nieprawdziwe byłoby życie, gdyby było tylko sielanką, bez trosk i zmartwień. Na początku 1970 roku matka Holdka – Aniela Bodynek zaczęła podupadać na zdrowiu. Niestety 11 maja 1970 roku choroba nowotworowa zabrała dobrą żonę i wspaniałą matkę, miała zaledwie 49 lat. Najbardziej jej śmierć przeżywał wtedy trzynastoletni Holdek, wtedy bardzo zbliżył się do Matki Bożej. Po śmierci matki opiekę nad rodzina przejęła młodsza siostra Anieli – Helena, która postanowiła zastąpić chłopcom matkę. Po pewnym czasie tata Holdka – Wiktor Bodynek ożenił się z siostrą swojej zmarłej żony. W rodzinie się nie przelewało, wiec starsi bracia Antoni i Janek widząc zamiłowanie ich młodszego brata do książek oddawali mu swoje kieszonkowe na ten cel – chodź nigdy o to nie prosił. Sami zaś założyli zespół instrumentalno – słowny i występowali na uroczystościach domowych i wiejskich weselach zarabiając tym samym na woje utrzymanie, Holdek zaś poświęcał coraz więcej czasu na czytanie. Po skończeniu Szkoły Podstawowej postanowił uczyć się dalej w Liceum Ogólnokształcącym w Strzelcach Opolskich, od września 1972 roku rozpoczął tam naukę. Brał udział w licznych Olimpiadach w których zawsze zajmował najwyższe miejsca, dostawał wiele nagród i dyplomów, które umożliwiły mu wstęp na studia humanistyczne bez zdawania egzaminu wstępnego. Niedługo po śmierci matki zaczęła się dotkliwa choroba cioci Heleny, drugiej czułej matki chłopców. Kilka razy jej życie było zagrożone. Kiedy miała ataki bólów żołądka Holdek zwalniał się ze szkoły i jeździł z kochaną jak mama, ciocią do lekarzy. Natomiast najlepiej wspominał czas, kiedy urodził się przyrodni brat, to właśnie Holdek wybrał mu imię – Mariusz. Na Holdka często spadał obowiązek opieki nad przyrodnim bratem, który wypełniał z wielką radością, gdyż był bardzo głęboko przywiązany do rodziny, a także do ziemi z której pochodził.

Uczniowie klasy Ib Liceum Ogólnokształcącego w Strzelcach Opolskich. W pierwszej ławce zasiadał niewielki wzrostem Holdek.

4 czerwca 1976 roku zwrócił się do Rady Prowincjalnej Zgromadzenia Słowa Bożego z prośbą o przyjęcie do Wyższego Seminarium Misyjnego w Pieniężnie. Jest także dokument oznajmiający Rainholda, ż e został przyjęty w szeregi tych, którzy zamierzają swoje życie połączyć z Chrystusem. Więc 8 września 1976 roku Rainhold wraz z kilkudziesięcioma maturzystami rozpoczął w Pieniężnie kanoniczny nowicjat, który trwał dwa lata.

Najpoważniejszym, bo pierwszym przeżyciem nowicjatu są obłóczyny, wtedy kandydat otrzymuje strój zakonny: czarną sutannę i pas z czerwonym podszyciem, ku czci Ducha Świętego i krwi tych wszystkich męczenników, którzy za wiarę i głoszenie Ewangelii oddali życie. Na uroczystości byli tata Wiktor i brat Janek. Drugi rok nowicjatu był jednocześnie początkiem studiów filozoficznych i przygotowaniem do złożenia pierwszych ślubów zakonnych: czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Rainhold swoje pierwsze śluby złożył 8 września 1978 roku. Na tę uroczystość przybyli mama Helena i brat Antek z żoną.

Pierwsze śluby zakonne Holdka

Holdek obowiązki w seminarium wypełniał wzorowo, ale uwielbiał też grać w piłkę i zajął się muzyką. Po przybyciu do Seminarium można było usłyszeć dźwięki szarpanych strun gitary Holdka i Gienka Ziebury. Muzyka to była druga po piłce nożnej pasja tego człowieka. Pod koniec kursu filozofii gdy polecono go do kolejnych ślubów czasowych przyjechał w odwiedziny o. Hans Jurgen Marx, który jako kleryk wyjechał z Niemiec do Japonii i tam na Uniwersytecie w Nogoya skończył studia teologiczne i przyjął święcenia kapłańskie. Inne zgromadzenia podjęły taką praktykę, żeby część studiów seminaryjnych odbywać w kraju przeznaczenia do dalszej pracy, zwłaszcza gdy ten kraj potrzebuje kapłanów do pracy misyjnej. Szybko zaproponowano, że na studia do Japonii maja jechać Rainhold Bodynek, Mirosław Konkol i Eugeniusz Ziebura. Idea wyjazdu do Japonii w Holdku dojrzewała gdzieś w głębszych pokładach świadomości. Wszystko stało się bardzo szybko, a wiemy jak bardzo Holdek przywiązywał się do miejsca i ludzi. Chodź nigdy nie stracił z oczu swego rodzinnego Starego Ujazdu to Pieniężno traktował jak swój dom, a wspólnotę jak rodzinę. Teraz więzy miały zostać znowu zerwane. Wiadomo, że droga do Japonii będzie prowadzić przez Anglię, żeby cokolwiek rozpocząć w Japonii trzeba znać język angielski – więc najpierw Anglia.

Holdek na wakacjach z rodziną w Starym Ujeździe

Dla trzech filozofów wakacje przebiegły bardzo szybko i nerwowo na pogoni za różnymi papierami potrzebnymi do wyjazdu. Było wiele kłopotów i nie udało się wszystkiego załatwić do września, więc odnowienie ślubów odbyło się jeszcze we wspólnocie pieniężnieńskiej. Kiedy już byli w Anglii w mieście Liverpool razem chodzili na wykłady, sprzątali korytarze, pomagali w wykopkach, pracy w klasztorze nie brakowało. Misje to przede wszystkim praktyka i wysiłek fizyczny zwłaszcza w tych częściach świata, które określamy jako Trzeci Świat. Przed wyjazdem do Japonii pozwolono chłopcom pojechać do domu. Holdek nie ukrywał, że jest mu ciężko, był przecież bardzo wrażliwym człowiekiem. Kiedy jednak ciocia i matka Holdka – Helena przypomniała mu, że jej siostra, a prawdziwa matka Holdka – Aniela przed jego urodzeniem powiedziała, że ten, którego nosi pod sercem, pójdzie łowić ludzi – nie zdołał powstrzymać łęz. Niestety przed wyjazdem do Anglii, jeszcze w Pieniężnie przyszło mu przeżyć jeszcze jedną trudną chwilę, otrzymał list od brata Janka i jego żony w którym donosili, że zmarło ich ukochane dziecko. Był to dla niego dotkliwy cios, bo bardzo kochał małego. Odlot do Japonii został wyznaczony na 9 października 1979 roku. Ze względu na kłopoty wizowe wyjazd mieli opóźniony o miesiąc. Kurs języka już trwał od 4 września. Holdek wkładał w naukę mnóstwo wysiłku. Mimo pilnego studiowania języka pamiętał, że Anglia i Liverpool to tylko etap przejściowy, tylko szkoła życia, a nie samo życie. Holdek postanowił, że zanim znajdzie się w Japonii musi poznać buddyzm, więc postanowił prywatnie go studiować. Nadchodził czas opuszczenia Anglii. I tak w ciepły, sierpniowy dzień trzej misjonarze wylecieli do Nagoya w Japonii – Kraju Kwitnącej Wiśni.

W Nagoya – miasto na wyspie Honsiu, największej w archipelagu japońskim, samolot wylądował 22 sierpnia w Święto Najświętszej Maryi Panny Królowej. Na lotnisku jako pierwszy przywitał ich o. Ohno Kanji prowincjał werbistów japońskich. Pierwsze zetknięcie polskich i japońskich kleryków było bardzo miłe i serdeczne, ludzie Azji potrafią być mili i grzeczni. Z lotniska udali się do domu misyjnego Świętego Franciszka Ksawerego, gdzie mieli mieszkać w ciągu jednego roku by stamtąd dochodzić na Katolicki Uniwersytet Nanzan, najpierw na naukę języka japońskiego, a potem na kontynuację studiów teologicznych. Z początkiem września rozpoczął się kurs japońskiego. Holdek był ciągle z siebie niezadowolony i bardzo niecierpliwy nie mógł się doczekać kiedy będzie mógł swobodnie porozmawiać z Japończykami. Holdek dał się poznać jako charyzmat otwartego serca, który bardzo jedna ludzi. Kurs języka japońskiego przewidziany był na dwa lata, jednak Rainholdowi nie wystarczało samo studiowanie języka: starał się przede wszystkim poznać swoją nową ojczyznę, nie tylko teoretycznie, wiedział że najwięcej mogą mu dać ludzie. Kiedy już zgłębił język na tyle, że mógł czytać i rozmawiać wrócił do studium buddyzmu. Buddyzm wciągał go bardziej: chciał znaleźć płaszczyznę porozumienia między Buddą, a Chrystusem, pomiędzy buddyzmem, a chrześcijaństwem. Po pierwszym roku nauki japońskiego razem ze swoimi współtowarzyszami przenosi się do Misyjnego Seminarium obok Uniwersytetu Nanzan. Rozpoczął się czas studiów teologicznych. W czasie wakacji 1983 roku Rainhold wybrał się na japońską wieś by odpocząć i popracować przy zbiorach kapusty. Rozpoczął się czwarty rok pobytu Rainholda i jego współbraci w Japonii. Holdek prowadził życie coraz bardziej aktywne, miał coraz więcej znajomych i coraz więcej książek do przeczytania, uczył się kilku języków równolegle. Miał coraz szersze zainteresowania: piłka nożna, gra na gitarze, nauczanie religii w Kościele parafialnym, pełnił funkcję zakrystiana i ceremoniarza. Był niezwykle utalentowany, zdolny i pracowity, zawsze był gotów wszystkim pomóc, często bezinteresownie pomagał, potrafił zrozumieć drugiego człowieka i jego problemy. Mimo nadmiaru pracy nigdy się nie żalił, zawsze omijał kłótnie i nieporozumienia. Był rzecznikiem pokoju i zgody pomiędzy ludźmi.

Około Bożego Narodzenia w 1983 roku, był zmęczony i skarżył się na niedomagania żołądka. Myślał, że to przemęczenie i potrzebuje kilku dni odpoczynku, rzeczywiście mus się polepszyło, jednak był bardzo blady i za wszelką cenę nie dawał po sobie poznać znaków choroby. W ostatnie dni grudnia pojechał do Tokio, by podjąć próbę medytacji. Rekolekcje tego typu trwają około 10 dni i charakteryzują się bardzo surowym trybem życia. Około 4:00 rano życie rozpoczyna się od medytacji w pozycji kwiatu lotosu. Śniadanie to jeden ” chawan” ( garść ryżu ) z jedną śliwką ( ume boshi ) i kubek zielonej herbaty. Potem znów medytacjai konferencja również w pozycji kwiatu lotosu, obiad – to samo co śniadanie , tylko z dodatkiem warzyw. Kolacja też nieszczególna, w takich rekolekcjach nie ma chwili na relaks, wszystko podlega regulaminowi nawet robienie toalety. Dla Rainholda były to niemal dni tortur. Bóle żołądka nie pozwalające mu w nocy spać, mimo to – z twardym uporem kontynuował do końca medytacje. Po powrocie do seminarium mówił, że pokazało mu to jego słabości i marność, ale był bardzo zadowolony z tego doświadczenia. Zbliżała się sesja egzaminacyjna, zdał wszystkie przedmioty bardzo dobrze. W drugiej dekadzie lutego 1984 roku pojechał na narty z przyjaciółmi. Razem przeżyli wiele radości, choroba Holda przynajmniej na zewnątrz nie była dostrzegana. 4 marca 1984 roku polska grupa werbistów zebrała się w miejscowości Nagaura, aby obchodzić 79 urodziny o. Konstantyna Macioszka. Wtedy wszyscy dostrzegli, że Rainhold jest naprawdę poważnie chory.

Holdek zawsze gotowy do pomocy, wesoły, towarzyski, przezywał w Japonii rozdarcie duszy. Jego ból koiły wyprawy w tamtejsze góry z klerykami i medytacje.

5 marca 1984 roku odmówił pójścia do lekarza, ale pod naciskiem prefekta, 6 marca poszedł na badania do szpitala. Po badaniach lekarz postanowił pozostawić go w szpitalu na dalsze badania i leczenie. 7 marca 1984 roku w Środę Popielcową wziął swoje rzeczy i pojechał do szpitala. Można powiedzieć, że od tego momentu razem z Chrystusem rozpoczął swoje cierpienie, swoją Drogę Krzyżową. Po dwóch dniach intensywnych badań stwierdzono, że guz na żołądku jest rakiem. Badanie krwi i limfy wykazały, że jest zakażone całe ciało, a sytuacja jest beznadziejna. Lekarze mówili o szansie utrzymania życia do dwóch lat, gdyby można było dopasować odpowiednie zastrzyki. Gdy ukończono badania zastosowano leki, w trosce o zdrowie Holdka lekarze kazali wszystkim widującym się z nim, by dezynfekowali ręce i zakładali maski na usta. Lekarze nie informowali go o powadze jego stanu, więc był pełen optymizmu i mówił, że wszystko będzie dobrze, miał szerokie plany na przyszłość i już myślał o rozpoczęciu nowego roku szkolnego w kwietniu. Pytał także o to jak się układają sprawy formalne związane z wyjazdem do Polski, gdzie on i jego przyjaciele nie byli już pięć lat. Cieszył się, że zastosowane lekarstwa wkrótce pomogą i wyjdzie za szpitala, a w lecie poleci do Polski. O. Eugeniusz Ziebura wspominał, gdy czuwając przy nim i słuchając tego wszystkiego, najboleśniejsze było dla niego to, że marzenia jego przyjaciela Rainholda nie mają szans realizacji. Po kilku dniach zażywania leków Rainhold zaczął odczuwać bóle w plecach, które bardzo go niepokoiły. Z upływem czasu przybierały na sile. Był taki słaby, że ktoś musiał mu podawać jedzenie. Wielu jego przyjaciół garnęło się żeby w jakikolwiek sposób mu pomóc. Jego Wielki Post powoli dochodził do szczytu cierpienia, zwłaszcza w dniach Wielkiego Tygodnia. Bóle były dla niego męczarnią, nawet leki przeciwbólowe już nie pomagały. Dopiero Niedziela Zmartwychwstania przyniosła mu ulgę w cierpieniu, gdy do Nagoya przyjechał o. Ryszard Strzyżewski z Tokio i powiedział mu całą prawdę o jego chorobie i jego poważnym stanie – że nosi w sobie nowotwór złośliwy. Lekarze w tym samym czasie stwierdzili, że próba przedłużenia życia nie powiodła się. Początkowo Rainhold nie chciał wierzyć w to co usłyszał, ale gdy przemyślał to powiedział ” niech się stanie wola Boża”. Wszyscy dziwili się jaki on jest silny. Nękany przez straszliwą chorobę stawał się nieporadny jak dziecko. Brzuch puchł mu z dnia na dzień, ciało coraz bardziej żółkło. Przygniatany przez cierpienie i ataki bólu potrzebował spokoju. Wszystkich przepraszał, że nie mógł rozmawiać. Był niecierpliwy i chciał jechać do seminarium zobaczyć się ze współbraćmi, dostał dwa razy takie pozwolenie. Chciał się spotkać także z rodziną i krewnymi w Polsce, niestety w tym przypadku nie było takiej możliwości. W sobotę 19 maja 1984 roku do Seminarium zadzwonił telefon, że z Rainholdem jest bardzo źle był nieprzytomny i musieli mu założyć rurkę tlenową do gardła. Wtedy lekarz powiedział, że to jest chyba jego ostatni dzień. Wszyscy wspólnie odmawiali różaniec i modlili się za niego. Po kilku godzinach odzyskał przytomność i też się modlił. Modlili się chrześcijanie i niechrześcijanie, o ósmej wieczorem dawał znaki, żeby odciąć mu tlen bo chciał coś powiedzieć, lekarze wiedzieli, że to ryzykowne ale zgodzili się, niestety nie udało mu się nic powiedzieć, bo od razu po odcięciu tlenu nastąpiła utrata przytomności i przerwanie oddechu, lekarzom udało się przywrócić oddech, ale przytomności juz nie odzyskał. O godzinie dwunastej w nocy przestał oddychać i niestety lekarzom nie udało się go uratować. Dziesięć minut po północy w niedzielę 20 maja 1984 roku ostatni raz uderzyło Holdkowe serce. W niedzielę rano przewieziono jego ciało do Seminarium i na pewien czas ułożono w jego własnym pokoju. Przy łóżku stała gitara przez którą wyrażał siebie, swoje serce i wrażliwą duszę, swoje tęsknoty i nastroje, niepokój i modlitwę. Na stole była piłka i koszulka piłkarska nr. 10 z napisem „HOLDEK”, a także duży miś koala i napompowany pingwin oraz jeszcze jedna koszulka. Nad głową krzyż i zapalone świece, w ręku różaniec i obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej. Wieczorem przeniesiono go do Kościoła seminaryjnego, gdzie odprawiono wszystkie obrzędy. Przedstawiono jego życiorys, cechy osobowości, podkreślono jego zawierzenia Bogu, odprawiono nabożeństwo Słowa Bożego z homilią. Na koniec podziękowano Rainholdowi, jak również wszystkim obecnym ( było ok. 200 osób ). Pogrzeb odbył się następnego dnia 21 maja 1984 roku. W koncelebrze brało udział przeszło trzydziestu kapłanów. Po Liturgii eucharystycznej i przemówieniach przewieziono go na cmentarz w Tajimi. Jest to małe miasteczko ok. 30 km od Nagoya, gdzie znajduje się werbistowski klasztor. Do Polski wiadomość o chorobie dotarła przez Mirosława Konkola. 9 marca 1984 dzwonił do Pieniężna z propozycją przewiezienia Holdka do Polski, by mógł umrzeć w ojczyźnie. Drugi telefon był 27 kwietnia o. Strzyżewski prosił w imieniu Holdka by przygotować rodzinę na najgorsze. Ojciec Kazimierz Stankowski zawiadomił klasztor w Nysie, skąd o. Jan Wichary prefekt kleryków pojechał do Starego Ujazdu powiedzieć o wszystkim rodzicom i krewnym. Więc wiadomość o chorobie dotarłą dosyć późno. W tym samym czasie w domu chorowali również rodzice Rainholda i coraz słabsza babcia. Niepokojące wiadomości jeszcze bardziej przygnębiły steranych życiem i chorobami bliskich sercu Holdka ludzi. Każda następna wiadomość stawała się dla nich coraz trudniejsza, aż wkońcu przyszła ta ostatnia najgorsza w postaci telegramu o śmierci. Wiadomość rozeszła się bardzo szybko po parafii. Msza żałobna Rainholda odbyła się 22 maja. Zjechało się ok. 35 księży. 20 kleryków, 15 sióstr zakonnych i zebrał się pełen Kościół ludzi. Wśród zgromadzonych byli neoprezbiterzy, którzy razem z Holdkiem zaczynali w Pieniężnie swoją drogę powołania. W końcowym podziękowaniu rodzicom za dar swego syna i całej parafii ksiądz prowincjał o. Alfons Labudda dodał, że chodź nie ma z nami Rainholda to są jego koledzy, którzy przed kilkoma dniami otrzymali święcenia kapłańskie, dlatego też oni w imieniu Rainholda po zakończeniu Mszy udzielą prymicyjnego błogosławieństwa. Tego właśnie życzyłby sobie Holdek. Lecz to dopiero początek jego działania, działania małego ciałem, ale wielkiego duchem człowieka. Jego działanie dopiero się zaczyna…

Rainhold „HOLDEK” Bodynek – 01.05.1957 – 20.05.1984

Patrząc na 27 lat życia Holdka można powiedzieć, że żył szybko, intensywnie jakby gdzieś w głębi duszy czuł, że nie ma wiele czasu. Chciał dać wiele i wiele dał chociaż sam o tym nie wiedział. Jego śmierć była dla wszystkich zaskoczeniem i w Anglii i w Japonii. Kochał życie, kochał człowieka i człowieczeństwo. Całe jago życie, z blaskami i cieniami, z radościami i doświadczeniami, których od początku nie brakowało, było wspaniałym przygotowaniem do ostatniej chwili zjednoczenia się z kochającym Ojcem.

„Fragmenty z książki „HOLDEK” o. Henryka Kałuża SVD”

o. Henryk Kałuża „HOLDEK” z cyklu Misjonarze Werbiści – IX, Centrum Duchowości, Nysa 2004

Został także napisany przepiękny wiersz przez Panią Rozalię Chwastek pt.:


„Nasz Holdek”

Gdy Go jeszcze matka pod sercem nosiła to oznajmiła:
„Którego pod swym sercem noszę, pójdzie ludzi łowić”.
To przypuszczenie dał jej Pan,
Bo taki był Boży plan
W najpiękniejszym miesiącu się urodził, gdy pachniał maj
w skromnej, lecz Bogiem wielkiej rodzinie,
W staroujazdowskiej Brzezinie.
Od urodzenia znamieniem cierpienia był naznaczony,
Zostaje więc szybko ochrzczony.
Wyzdrowiał, żyć dalej dał mu Pan,
Bo taki był Boży plan.

Wzrastał wśród rodziców i braci, którzy bardzo go kochali,
A najcenniejsze miłości od Boga nauczali.
Dzieckiem był wesołym, bardzo ciekaw życia, ruchliwym,
Lecz nade wszystko wrażliwym.
Wcześnie swe zdolności okazuje, książki pochłania.
Sumiennym ministrantem zostaje
I z piłką się nie rozstaje.
Szczęście rodzinne przerywa mu śmierć kochanej matki,
13 lat dopiero miał,
Jeszcze przytulić się do niej chciał.
W tych bolesnych chwilach, ziemską matkę,
Zastępuje mu Matka z nieba,
Bo Maryja jest naszą Matką, przez wszystkie życia dni,
Z pomocą pospieszy każdemu i otrze smutku łzy.
Kiedy ciocia Helena ojca Holdka poślubiła,
Ciocią i matką dla niego była,
A dla wszystkich bardzo serdeczna i opiekuńcza była.
Sama często chorowała,
Więc małego Mariusza pod opieka Holdka zostawiała.

Uczniem był wzorowym, Szkołę Podstawową kończy
z wynikami bardzo dobrymi i rozpoczyna naukę
w liceum Ogólnokształcącym,
Gdzie poznaja ucznia bardzo zdolnego.
A chodź był wzrostu niskiego,
Swą wiedzą zaskakiwał nawet profesora swego.
Przed maturą Holdek jest często zamyślony,
Nikt nie wie co się w jego wnętrzu działo,
a w nim od dawna powołanie dojrzewało,
Czy pójdziesz za mną ?
Holdek walczy i zmaga sie wewnętrznie, prosi: „Oświeć mnie Boże”,
Kiedy zrozumiał odrzekł w pokorze: ” Misyjne śluby złożę”.
Wstępuje do Wyższego Seminarium Duchownego w Pieniężnie,
Pieniężno to jego drugi dom,
Lecz nigdy nie stracił z oczu, swych rodzinnych stron.
Nowicjat, pierwsze śluby zakonne, dużo modlitwy i pracy,
Uzdolniony jest muzycznie, więc człowiekiem zespołu zostaje
I z gitarą się nie rozstaje.
Kolegów i przyjaciół miał wiele, wszyscy bardzo go lubili,
A że był zawsze wesoły, dobrze się z nim czuli.
Typowany na studia teologiczne do Japonii zostaje,
Wpierw do Anglii na naukę języka angielskiego,
A potem wyjechał do kraju wiśni kwitnącego,
Uczy się, poznaje różnych ludzi, wciąż szuka Boga, medytuje
I buddyzmem się fascynuje.

Lecz życia koleje przed nami niewiadome,
Kiedy nikt nie spodziewał się tego,
Wszystko nieuleczalną chorobą przerwane zostaje,
A Holdek cierpi, poznać nie daje, blady się staje.
Pragnie się jeszcze z rodziną zobaczyć, już niemożliwe,
Pogodzony z wolą Bożą rzekł: ” Kocham i ufam Ci Panie ’.
I znów nastał piękny maj, taki znów Boży plan.
Kiedy cała przyroda do życia powstała,
W 27 roku życia, 20 maja, Holdek powrócił do Pana.
Chociaż ciało w dalekiej Japonii do grobu złożone zostało,
Pozostał na zawsze w sercach naszych,
Holdek my o Tobie zawsze pamiętamy, modlimy,
W 20 rocznicę śmierci, tablicę upamiętniającą na mury Kościoła zawiesili,
Trzy słowa: Wiara, Nadzieja, Miłość,
Słowa, które dobrze rozumiałeś,
Bo tak bardzo Boga i ludzi kochałeś.

I choć przeminęło lat 30, dziś znów jesteś z nami,
Wszyscy Cię serdecznie w Ujejscu witamy,
Wita Cię brzezina Twoja,
Te pagórki i lasy zielone,
Te łąki w kwiaty przystrojone,
Jordanek i mostek, wita Cię Twój ukochany rodzinny dom,
Tu spędziłeś swe dziecinne lata,
I choć los Cię rzucił w różne strony świata,
Do domu rodzinnego powrócić każdy chce,
Bo tu zostawiłeś wspomnienia, tu zostawiłeś serce swe,
Niech twój przykład jak gwiazda zawsze nam świeci,
Bo obrałeś drogę wiodącą do Boga.
Holdek, my będziemy o Tobie zawsze pamiętali,
Ty wstawiaj się u Boga za nami !!!

W 20 -tą rocznicę śmierci w Kościele została umieszczona tablica upamiętniająca Rainholda Bodynek.

Obok jego domu znajduje się również figura oraz tablica informacyjna.



Holdek nawet teraz wskazuje swoim przyjaciołom drogę … patrz niespodziewana wizyta z Japonii